wtorek, 23 grudnia 2008

Wesołych i Radosnych Świąt Bożego Narodzenia

Jutro Wigilia. Czas oczekiwania, spokoju ducha i rodzinnej atmosfery. Dla jednych wspaniała tradycja, pełna symboli i pięknych dodatków. Dla innych ważne religijne święto. Jakkolwiek byśmy nie obchodzili tych świąt pamiętajmy, aby obchodzić je godnie. Życzę Wam wszystkim, abyście przede wszystkim pamiętali o innych. Wesołych Świąt!




Jeśli mi się uda, to przed Sylwestrem postaram się napisać coś nowego. Jeśli nie trudno - świat się nie zawali. Do napisania...

wtorek, 16 grudnia 2008

Malta sięgneła dnia

Żelazne potwory wyruszyły na żer. Ciężkie maszyny zagłębiły swoje paszcze w gęstym błocie i wydarły kawałek dna pustemu zbiornikowi. Tylko płynąca leniwie rzeczka zdradzała, że była tu kiedyś woda.





Obraz Malty bez wody - bardzo interesujący widok, wart zapamiętania.

Wszędobylskie kaczki pływają sobie przy tamie czekając na spacerujących ludzi. Może znajdzie się ktoś, kto dostarczy im pokarm?



Jak zwykle na dnie nie zabrakło "dodatków". Były już łyżwy, to i znalazła się narta. Ktoś zapyta - narta w jeziorze? Oczywiście wątpliwości zostaną rozwiane, kiedy przypomnimy sobie, że przy samym jeziorze jest sztuczny stok narciarski. :)



Jak już jesteśmy przy klimatach zimowych to podczas podziwiania "braku wody" mieliśmy okazję spotkać ludzi uprawiających nordic walking. Nie rozumiem tego rodzaju aktywności fizycznej, ale wygląda to ciekawie.



Na koniec kilka luźnych zdjęć z naszego spaceru wokół Malty bez dna.


P.S. Jakby ktoś pytał to moja żona nie jest fioletową ninją - po prostu było nieziemsko zimno (pomimo globalnego ocieplenia ;))

piątek, 12 grudnia 2008

Święty Marcin

Ulica Święty Marcin, rogale, pochód, mnóstwo ludzi tłoczących się na ulicy, piękny średniowieczny kościółek - to wszystko można zobaczyć 11 listopada corocznie w Poznaniu. "Imieniny ulicy", bo tak nazywa się ta impreza, organizowane są w Poznaniu już od początku lat 90-tych. Dzień ten pokrywa się z Dniem Niepodległości, a impreza organizowana corocznie przez władze miasta przyciąga rzesze poznaniaków (chciałoby się rzec - mnóstwo wiary) reprezentowane przez różne grupy zorganizowane tj. rodziny, grupki przyjaciół, studenci, całe pokolenia i pojedyncze egzemplarze gatunku homo sapiens.


Jaka jest historia tej imprezy? Skąd wywodzą się wszystkie tradycje z tym związane?

Wszystko zaczęło się od świętego Marcina z Tours. Został legionistą rzymskim w wieku 15 lat, był synem trybuna, ostatecznie biskupem Tours trochę wbrew swojej woli (podstępem sprowadzony do miasta przez wiernych, którzy zaciągnęli go przed ołtarz i błagali o złożenie ślubów). Z jego życia najbardziej znane są dwie historie.
Pierwsza, kiedy to jako legionista przed ważną bitwą postanowił zrezygnować ze służby (wtedy jeszcze uważano, że chrześcijanin nie powinien służyć w wojsku). Rozgniewany dowódca kazał go aresztować, jednak Marcin poprosił w zamian o pójście na bitwę w pierwszym szeregu tylko z krzyżem w dłoni. Kiedy ostatecznie okazało się, że do bitwy nie dojdzie, bo wróg poprosił o pokój, chrześcijanie uznali to za znak od Boga.
Druga historia wiąże się moim zdaniem z całą poznańską tradycją. Być może nie bezpośrednio.
W wieku 21 lat, kiedy to ze swoim garnizonem trafił do miasta Amiens przytrafiła mu się historia, która odmieniła jego życie. Na swoje drodze spotkał półnagiego żebraka i zlitował się nad nim dając mu połowę swojej opończy. Tej nocy we śnie ujrzał Chrystusa, który rzekł do aniołów: "Patrzcie, jak mnie Marcin, katechumen przyodział".

Ten właśnie święty został patronem kościoła powstałego w Poznaniu w XIII wieku. Z czasem wokół kościoła powstała osada o nazwie Święty Marcin. Kiedy osada ta przestała istnieć i stała się częścią Poznania w końcu XVIII wieku, pozostawiła po sobie tylko ulicę o nazwie Święty Marcin (nie świętego Marcina).


Około sto lat po aneksji osady narodziła się w Poznaniu tradycja pieczenia rogali świętomarcińskich. Całą ideę zainicjował ówczesny proboszcz parafii, Jan Lewicki. Zaapelował do wiernych, aby na wzór świętego zrobili coś dobrego dla biednych. Z inicjatywą wyszedł cukiernik Józef Melzer, który zaproponował wypiekanie rogali i sprzedawanie ich zamożnym, a rozdawanie biednym.
Sama tradycja istniała o wiele wcześniej, kiedy to wypiekano w Poznaniu rogale w kształcie podkowy w rocznicę śmierci świętego. Podkowa oczywiście symbolizowała tę, która zgubił sam święty. Nie wiązała się jednak z pomocą biednych a raczej z samym świętym. Ciekawostką jest, że rogale były wypiekane jeszcze w czasach pogańskich jako ofiara dla bogów w kształcie wołowych rogów (była to oczywiście alternatywa dla składania ofiary z żywych wołów).



Dziś, kiedy obchodzone są imieniny ulicy nadal możemy delektować się smakiem przepysznych rogali. Nadal idea pomocy najbardziej potrzebującym jest obecna podczas tego święta. Często przyjmuje już trochę inną postać, jednak nie forma ma tutaj znaczenie, a treść. Poznaniacy tego dnia przybywają na wadze, ich portfele szczupleją, słodycz rogali daje radość i rozleniwia. Jest to wyjątkowy czas. Czas patriotyzmu w kraju, czas tradycji w Poznaniu. Oby przetrwał nas i kolejne pokolenia.

P.S. Może trochę spóźniony tekst, ale co tam. Jak to mawiają wyspiarze: "Who cares". :)