Chwilowa euforia przed pójściem spać, chwilowa euforia przed wyjściem z domu. A później już tylko rozczarowanie. Jak zwykle skończyło się mokrą chlapą, która dawała o sobie znać z każdym krokiem.
Lubię śnieg. Taki gruby, kilkucentymetrowy i utrzymujący się długo dzięki ujemnym temperaturom. Taki chrupiący pod butami (coś jak odgłos gryzionego chrupka ryżowego) jest najlepszy.
Słyszałem, że na północy kraju to mają piękny śnieg. Pozazdrościć.
A w Poznaniu popadało jak zwykle. Po poznańsku. Oszczędnie.
3 komentarze:
Rano jeszcze całkiem fajnie było. Może nieco mało tego śniegu, ale Zefir miał cholerną radochę z wariowania na śniegu, włączając w to próby jego zjedzenia. ;)
Ja chyba mam po prostu duże wymagania co do śniegu. To co spadło wczoraj to taka namiastka niestety. Ale dla psa to frajda pewnie, nie wątpię :)
mam! to nie poezja ani proza. toż to proza poetycka! ;) o haiku o śniegu wypada teraz ładnie poprosić :)
Prześlij komentarz